Hilldaria - część I

(Olaice) Jej pokój w karczmie był smutny i szary. Na oknie stal wazonik z kwiatami, jednak ta namiastka wolności jedynie kaleczyła serce.

(Erachat) Schronisko dla magów. Wszystko brudne i wstrętne. Patrzył za okno a ból istnienia palił jego duszę. - Zabiłbym kogoś.

(Sui) Sui zjadła posiłek i postanowiła się rozejrzeć za tablicą ogłoszeń.

(Steryde-Q) Szybkim ruchem otworzył drzwi karczmy. Rozejrzał się dookoła i wybrał stolik dla siebie. Usiadłszy poprosił kelnerkę o szklankę wody. Po chwili miał ją już w swoich rękach.

(Glek) Długi czas przebyty w karczmie znacznie zmniejszył ilość monet w mieszku. Podniósł swoją głowę, która jeszcze przed chwilą zwisała bezwładnie lekko podparta o blat stołu. Jego oczom ukazało się kilkanaście opróżnionych kufli. No.. no, całkiem nieźle.

(Erachat) Idziemy pić. Najwyżej zarzygam całą dzielnicę parkową. Z idiotycznym uśmieszkiem ruszył do karczmy, biorąc swój kosz. Nigdy go nie zostawiał. Nawet za potrzebą brał go ze sobą. Był to jeden z powodów, dla których nie lubił schroniska dla magów, ludzie za dużo patrzyli. I oceniali.

(Jatutylkospamie) Piwo było, towarzystwo też. Jedynym problemem były kończące się pieniądze podróżników. Nie mieli powoli już o co grać ani za co pić. Na stole zostało monet na jedynie 3 kolejki. Draco nie chciał sięgać do sakiewki, bo te pieniądze odkładał. Pozostało policzyć co się bardziej opłaci. Zamówili więc za wszystko wódki.

(Sui) Sui postanowiła wyjść z karczmy i podążyć w kierunku tablicy. Może ją coś zainteresuję. Zobaczę, najwyżej wrócę do karczmy. Na szczęście jeszcze jakieś monety mam. Jeszcze nie umrę.

(Glieve) Miał ochotę wrócić do swojej kamienicy, otworzyć butelkę wina i po prostu nic nie robić. Po prostu odpocząć rozmyślając i snując plany na przyszłość. Niestety obowiązki wzywały i Asherg musiał się przygotować.

- Poślij po Beverga i Qim. Niech zbiorą resztę i czekają na mnie przed bramą - zwrócił się do jednego ze swoich strażników. Ten skinął głową i nie zwlekając ruszył szybkim krokiem wykonać rozkaz. Pozostało mu tylko włożyć ekwipunek. Wrócił do gabinetu.

(Tragiczny Romantyk) Na rynku głównym zaczął zbierać się tłum gapiów wpatrujący się w niebo.

(Glek) Płomienie świec lekko zawirowały pod wpływem alkoholu. Zamknął oczy, coś do siebie zamruczał. Czuł, że coś jest nie tak. Chwilę poczekał, po czym szybkim, nie zorganizowanym ruchem wstał i pobiegł w kierunku wyjścia, trzymając dłoń na ustach. Drzwi otworzyły się z hukiem a sam lekko się zgiął po czym wypuścił tak zwanego, sporego pawia.

(Erachat) - Co tu się dzieje? - spytał jakiegoś mądrze wyglądającego człowieka gdy w drodze do karczmy mijał rynek. Tylko z takimi można porozmawiać. Hołota powinna się nie ruszać z portu.

(Karagni) Stała na lądzie, nareszcie. Po miesiącach na chyboczącym się statku już myślała, że nigdy nie ujrzy ziemi. Jednakże w końcu dotarła na zaludnioną wyspę. Ostrożnie zrobiła kilka kroków, aby przyzwyczaić się do nowego, bardziej stabilnego podłoża. Postanowiła rozejrzeć się po mieście.

(Glek) - Nosz.. - strzelił jeszcze jednego bełta po czym się podniósł. Spojrzał w stronę tłumu ludzi na rynku, po czym powolnym krokiem ruszył w tamtą stronę.

(Steryde-Q) Zerknął przez okno i zauważył tłum gapiów znajdujących sięna rynku. Ruszył do wyjścia chcąc zaspokoić swoją ciekawość.

(Tragiczny Romantyk) Erachat:

- Jakieś dziwne latające postacie na niebie! Nie słyszysz ich? Słychać coś jakby warkot silnika. Rzucił zapatrzony w niebo mieszkaniec nie zwracając na Ciebie większej uwagi.

(Jatutylkospamie) Dostrzegli tłum na placu. - Panowie... Oni tam chyba kogoś wieszają! Idziemy zobaczyć. - Odparł jeden z podróżników. Cała reszta mruknęła twierdząco. Grupa wstała i ruszyła z prędkością żywopłotu w kierunku wyjścia. Draco jako tako się jeszcze trzymał, ale i on był rozkojarzony. Wygramolili się z budynku. Ludzie patrzyli się w niebo. - Czy to ptak... - Zawołał pijackim okrzykiem mag.

(Erachat) Zaczął się uważniej przypatrywać. Niby wyczuwał drgania powietrza, ale.. No właśnie, co? Coś mu nie grało.

(Glieve) Pancerz nie był na tyle skomplikowany, by mag sam sobie z nim nie poradził. Zajęło mu do kilkanaście minut zanim stanął przed wysokim lustrem w rogu pomieszczenia. Przestąpił z podskoku z nogi na nogę upewniając się, ze wszystko leży jak należy, po czym zgarnął kostur wiszący w gablocie za szkłem. Qim uważała, że jest zbyt nierozważny spędzając w porcie tyle czasu nieuzbrojony. Zapewne miała racje, ale od siedzenia kilka godzin w kolczudze nad stertą papierów nawet on się męczył. Zakręcił bronią na próbę, a kiedy upewnił się, że to już wszystko, w końcu wyszedł. Strażnik znów się wyprostował nieruchomiejąc niczym posąg. Asherg ostatnio raz spojrzał na doki, po czym ruszył w kierunku bramy.

(Glek) Podniósł głowę by spojrzeć w niebo jak reszta gapiów.

- Co to jest? - spytał z podziwem drapiąc się po swojej łysinie.

(Steryde-Q) Spojrzał w górę tak jak wszyscy znajdujący siena placu. Ujrzał dziwne latające „coś”.

(Tragiczny Romantyk) Nagle tajemnicze obiekty na niebie zaczęły nurkować w stronę placu z olbrzymią prędkością. Po chwili widzieliście już dokładnie postacie w drewnianych maszynach z śmigłem na dziobie. Kilkanaście postaci z olbrzymią prędkością nurkowało w stronę głównego rynku miasta. Widok straszny, ofiar będzie dużo. Chyba.

(Erachat) - Niech ktoś wyda rozkaz czy ich pozabijać! - powiedział głośno i odkorkował koszyk. Wziął głęboki oddech i przyjął postawę, którą można by uznać za bojową.

(Aische) Zasłony w jej niewielkim mieszkaniu szczelnie zasłaniały ona, nie wpuszczając do środka ani jednego promienia słońca. Isabel już sama nie wiedziała czy mamy południe, czy środek nocy. Od wielu dni - a tak przynajmniej jej się wydawało - nie opuszczała kamienicy, studiując zakazane księgi. Inkantacje zaklęć czarnej magi przerywała jedynie wiązankami przekleństw. Bez żadnego efektu. Jedynie Klakier co jakiś czas miauknął żałośnie jakby prosił właścicielkę by wreszcie się zamknęła.

- Głupie księgi! - wrzasnęła zrzucając jedną z nich na podłogę, po czym zwróciła się do Klakiera - I głupi kocur! Na pasztet cię przerobie! Ale najpierw muszę się przejść.