Hilldaria - część I

(Aische) Upadła dosyć niefortunnie, potykając się o korzeń drzewa, który właśnie wyrósł dokładnie pod jej nogami. Wstała z trudem i kuśtykała w stronę potężnego drzewa.

(Karagni) Dotarła do wraków i natychmiast skryła się za jednym z nich. Zakryła sobie tkaniną twarz, gdyż otaczał ją tuman piachu i dymu wzniesiony przez rozbite maszyny. Zaczęła uważnie się przyglądać nieznanym obiektom.

(Erachat) Z wyrazem żądzy mordu na twarzy pokierował kulę piaskową, dodatkowo ją przyspieszając własnym podmuchem powietrza, na jednego z lotników. Zaraz po tym skrył się wśród gałęzi i zaczerpnął kolejnej garści piasku.

(Glieve) - Gotowi? - Nie czekał na odpowiedź. - To ruszamy.

Resztę grupki stanowili zaufani kompanii do spraw rozliczeń i publicznego manta. Wszyscy bez wyjątku ubrani byli w płaszcze zakrywający ich ekwipunek, by nie robić zbyt dużego zamieszania na ulicach miasta. Łącznie było ich siedmioro z Ashergiem na czele. Dziś musieli rozprawić się z pewną grupką, która postanowiła nie wywiązać się z umowy i nie zanosiło się na to, by dręczyła ich skrucha i chęć naprawy błędu. Dlatego też ktoś musiał sprowadzić ich na właściwą drogę.

(Olaice) Gałęzie zaczęły rosnąć w niesamowitym tempie, otaczając kopula jak największą ilość ludzi. Deidre miała spocone skronie i przymknięte oczy. Starała się wzmacniać gałęzie, żeby mechanizmy nie przebiły się.

(Jatutylkospamie) Podbiegl do kolejnego wraku. Ten lotnik wygrzebal sie juz. Dobyl broni, ale bylo juz za pozno. Draco skontrowal uderzenie wroga. Uderzyl jelcem w glowe celu. Zadzialalo. Wrog zemdlal.

(Tragiczny Romantyk) Karagni: Zobaczyłaś starszego mężczyznę ubranego w skórzany, obcisły kombinezon z goglami na oczach. Z olbrzymią raną na nodze, wykrwawiając się krzyknęło

- Wy tradycjonalistyczne psy! Po czym rzucił się w stronę jednego z przycisków w panelu sterowania maszyny, który pomimo potężnego uderzenia przetrwał. Nagle to "coś" zaczęło wydawać dźwięki.

(Glek) Ruszył pędem w stronę drzewa wyjmując i otwierając butelkę wody i tworząc lewitującą nad dłonią kulę. Gdy dotarł do drzewa w drugiej ręcę przygotował błyslawicę, a następnie uchylił lekko głowę by uchwycić jakiś cel.

(Aische) Isabel wręcz wczołgała się pod kopułę w gałęzi, licząc, że jest tam względnie bezpiecznie i będzie mogła wyleczyć kostkę - która prawdopodobnie była zwichnięta.

(Karagni) Dziwne dźwięki nigdy nie wróżyły nic dobrego. Niewiele myśląc zaczęła uciekać w tył.

(Olaice) - Czy ktoś... potrzebuje pomocy medycznej? - zapytała oddychając ciężko.

(Jatutylkospamie) Podbiegl do drzewa. Nie mial wybiru, musual sie wspiac. Chwycil bron w zeby i rozpoczal wejscie.

(Glek) - Coś na jutrzejszego kaca bym poprosił! - krzyknął w stronę kobiety, dalej szukając jakiegoś celu.

(Erachat) - Pozwól, że to ja się Ciebie o to spytam. To drzewo to twoja robota? - mówił dosyć głośno. Utrzymywał nad sobą fale piasku, które po chwili pokierował w śmigła tych maszyn. Nie patrzył nawet czy trafiały.

(Steryde-Q) Tamlaer korzystajac jeszcze z resztek prędkosci nadanej sobie wcześniej oddalił się jeszcze kawałek i przystąpił do regenracji. Powoli zaczął nabierać siły.

(Aische) Pod kopulą z gałeczki panowała ciemność, dziewczyna "zawiesiła" nad sobą małą, świecącą kulkę - która jak się okazało oświetlała prawie cały "zamknięty" teren - i zajęła się kostką.

(Glek) Pewna maszyna zaczęła pędzić w jego stronę. Nie zważając na to, cisnął obydwoma energiami w stronę maszyny.

- Smarz się dziadzie!

(Olaice) - Owszem, moja - skinęła głową, uspokajając się. Galezie dawały rade. - Nie potrzebuje pomocy.

(Erachat) Wzruszył ramionami. Oparł się wygodnie o korę drzewa i wypatrywał kolejnych maszyn. Piasku miał jeszcze na parę kulek.

(Jatutylkospamie) Udalo wspiac mu sie na szczy. Skryl sie w lisciach. Obserwowal cele. Stwaorzyl iluzje samego siebie i poprowadzil ja na gore. - Uwaga na dole.

(Olaice) - Jesteś magiem piasku? - zapytała odkrywczo chłopca, który ja zagadnął.

(Erachat) - Mhm. - mruknął i posłał kolejną kulę w kierunku maszyny. Potem usiadł na gałęzi i zaczął jej się przyglądać. - Działo się już takie coś kiedyś?

(Olaice) - Nie mam pojęcia, jestem tu od kilku... tygodni..? - zastanowiła się.

(Jatutylkospamie) Jeden z lotnikow zaatakowal iluzje. Ta zrobila unik, a Draco zaatakowal z ukrycia. Przebil lotnika mieczem. T

(Erachat) Pokiwał głową w zadumie. - Skryj się wśród gałęzi. - poradził jej.

Prowadzę na prośbę Kicajka:

Glek: Pilotujący maszynę dostał drgawek, widziałeś jak ładnie podskakiwał w siedzeniu. Okolicę wypełnił smród palonego ciała a sama maszyna bez pilota rozbiła się na ścianie jakieś kamienicy.

Jatutylkospamie: Lotnik zacharczał i z ust poleciało mu dość dużo krwi. Maszyna zaczęła spadać.

Karagni: Poczułaś na plecach podmuch ognia. Maszyna wybuchła.

(Steryde-Q) Czarny szermierz powoli dochodził do siebie planując przy tym jak może walczyć z tymi "potworami".

(Karagni) Zaklęła pod nosem widząc porozrzucane szczątki stojące w płomieniach. Kilka odłamków zraniło jej skórę. Musiała się teraz schronić, zauważyła wielkie drzewo niedaleko. Skąd to się wzięło w środku miasta? - Pobiegła w tamtą stronę.

(Olaice) Skinęła głową i posłusznie schowała się. Objęła jedna z gałęzi i przyjmowała jej energie, która po prawdzie była jej energia oddana drzewu chwile temu.

(Jatutylkospamie) - Uwaga na dole!-Krzyknal wyciagajac ostrze. Wypatrywal uwaznie celu. Byl gotowy do ewentualnego odskoku.

(Glek) Pociągnął kilka razy nosem. Smród był bardzo wyraźny.

- Brrr- mruknął po czym oparł się ręką o drzewo w tym samym czasie wymiotując.

(Karagni) Dotarła do pnia drzewa. Zauważyła tam kilka osób. Szybko schowała się między gałęziami wypatrując latające obiekty.