Hilldaria - część II

(Karagni) Wpadła do pokoju niczym burza, porwała torbę oraz płaszcz, po czym równie szybko z niego wyleciała. Szybkim krokiem udała się na dół i skierowała do wyjścia.

(Nirameja) - Cyferki? Nie możliwe, wszystko sprawdzam z bardzo dużą dokładnością.. wręcz perfekcyjnie. Każdą zmianę notuję i podpisuję się swoim podpisem, prawda? - Uniosła wysoko brodę i nieco zniesmaczona skrzywiła się. Czyżby chciał jej wmówić po tym wszystkim kradzież, serio? Nie, to nie może być prawda. Ujęła odruchowo jedną ze kieliszków w dłonie i obróciła go w dłoniach dodając. - Tak więc to moja wina?

(Glieve) - Ty jedynie prowadzisz rejestr tego, co trafia na statek. Prawda jest taka, że brakuje towarów. - Strażnicy stojący tuż obok Sinotha pochwycili go za ramiona. Ash kontynuował:

- To nie wszystko. Wyciekają również informacje.

(Glek) - Miło mi poznać - powiedział, w chwilowymi przerwami na kawałek mięsa i ziemniaka - Zostaje pan tu na stałe, czy to tylko chwilowe miejsce pobytu?

(Karagni) Tuż po otwarciu drzwi uderzył w nią podmuch chłodnego powietrza, który wzbudził w niej dreszcze. Narzuciła na siebie płaszcz, po czym skierowała swoje kroki ku bramie miasta. Musiała dostać się do lasu.

(Gastly) Shaal'Zad stojąc na wysokim, idealnie ociosanym graniastosłupie miał jeszcze lepszy widok na miasto. Kilku wartowników na murach, nieliczne światła w domostwach czy karczmach... W sumie nie było to dziwne, gdyby atak powtórzył się ludzie prawdopodobnie woleliby znajdować się w swoich ciepłych pokojach niż unikać ataków latających straszydeł. Strach jest czymś pięknym, z największych twardzieli zrobi szare myszki błagające o litość w obliczu tragedii, gdyby tylko cały świat ogarnąć strachem - wszyscy pokazaliby jacy są w rzeczywistości. To co widzimy codziennie na twarzach i w zachowaniu ludzkiej rasy to tylko marna maskarada... Plugastwo. - pomyślał.

(asghan) - He, w sumie nie wiem. Jeśli całe to miasto jest tak martwe jak ta karczma, to równie dobrze mogę wracać na wieś, ale muszę powiedzieć, że jestem zafascynowany ogromem tego miasta. Może nawet ja znajdę coś do roboty. A pan? Co tu robi?

(Glek) - Ja? - uśmiechnął się szeroko - Żyję odkąd pamiętam, nauczyłem się tutaj wielu rzeczy, między innymi czytania i pisania z, którego się utrzymuję do dziś. Ahh... - westchnął - żebyś wiedział drogi człowieku ilu tutaj ludzi tego nie potrafi. Serce się kraje, więc nie uważam tego jedynie jako zarobek, lecz jako... można powiedzieć powołanie, o!

(Sasphirkaxd) Na moment zamarła w niemym oczekiwaniu, a potem po prostu zaczęła chcichotać. Cała sytuacja trochę ją przerosła. - Dobranoc, braciszku. - szepnęła w końcu i wydostała spod niego część kołdry, by zaraz potem go nią przykryć. Sama też zakopała się w pościeli przy jego boku, a kilka sekund później usnęła, przypominając w zaangażowaniu wykonywania tej czynności susła.

(asghan) - Haha. W sumie po prawdzie to sam ledwo piszę, więc mogę sobie wyobrazić, że to przydatna umiejętność. Dzięki wielkie za kolację, drogi panie. - Powiedział, biorąc duży łyk z kufla. - Są w tej karczmie jakieś pokoje, swoją drogą? I w mieście jest jakaś godzina policyjna może? Bo nie wiem czy mnie wpuszczą za mury po północy.

(Karagni) Kompletnie nie rozumiała czemu strażnicy nie chcieli jej przepuścić. Niby nieuzbrojona kapłanka nie dałaby sobie rady samej w lesie? Musiała użyć magii umysłu, aby ich przekonać. Tak czy inaczej wkroczyła między najbliższe drzewa.

(Glek) - Wcześniej nie zbyt mnie interesowało, ale po ostatnich wydarzeniach, najprawdopodobniej tak. - oznajmił gładząc swoją bujną brodę. - Radzę też nie zapuszczać się w nocy na spacery. Teraz nic nie wiadomo. Co do pokojów to tak, oczywiście, że są pokoje, wystarczy zapytać karczmarza o nocleg.

(Gastly) Wraz z większą ilością gasnących świateł w domostwach Shaal'Zad sprawiał, że lodowy klocek topniał przybliżając go do ziemi. W momencie kiedy jego stopy dotknęły zlodowaciałej trawy postanowił, że dzisiaj odwiedzi mury miasta. Na moment odsunął tylko swój kaptur, ażeby światło księżyca przeniknęło przez jego kości i resztki skóry po czym wykonał pierwszy krok w kierunku, który wcześniej obrał.

(Nirameja) - Tak, to prawda. - Zerknęła na swoje ramiona, a następnie poruszyła nimi nieco czując pewien rodzaj dyskomfortu. - Do czego zmierzasz Lordzie? Jestem tylko kwatermistrzem, nie mogę zbyt wiele.. - Chociaż prawda była inna, ale im mniej każdy wie tym lepiej. Byle jeden z nich nie zauważył że ma tak delikatne ramiona, bo swoją drogą ich chwyt był dosyć pewny i sprawiał także jej ból.

(asghan) - Ostatnich wydarzeniach? Co masz na myśli? Fajna broda swoją drogą, też powinienem zapuścić. - Skończył już jeść i pić, więc odsunął talerz i nieruszone sztućce i otarł twarz z tłuszczu.

(Karagni) Normalnie nie chodziła zbierać ziół w nocy. Raz jej się to zdarzyło, ale zamiast rośliny leczniczej przyniosła jakieś zielsko, więc postanowiła więcej tego nie powtarzać. Teraz jednakże szukała kwiatu, który kwitł jedynie przy świetle księżyca i w dodatku emanował delikatną poświatą. Coś takiego trudno było przegapić. Miała jedynie nadzieję, że rośnie w tych okolicach.

(Glek) - Mam na myśli to, że jacyś chorzy na umyśle durnie, postanowili upuścić krwi niewinnym ludziom z jakichś dziwnych, latających maszyn! - złapał za kufel, wziął dość duży łyk i kontynuował dalej - Wybacz, zaschło mi gardło. Tak już mam jak opowiadam o zwyrodnialcach.

(Glieve) - Masz dostęp do towaru i ksiąg. Zdobycie informacji też nie byłoby dla ciebie dużym problemem. - Podszedł bliżej do podejrzanego, pochylił się i spojrzał mu z bliska w oczy. Gapił się w nie tak chwilę jako ucieleśnienie przeszywającego chłodu, tak odmienne od jego gorącego ducha.

- Wiesz kto może być kretem? A może na niego patrze?