Hilldaria - część III

(asghan) - Kurde. A chciałem się jeszcze przejechać. - Westchnął, wskazując pękający lód i zaczął wracać w stronę miasta.

(Jatutylkospamie) Cały poprzedni dzień spędził na treningu strzelania. Szło mu to topornie, ale uznał że kusza może mu się kiedyś przyda. Podczas ostatniej walki był prawie bezużyteczny.

(Gastly) Poprzedniej nocy udał się tak jak powiedział - do miasta. Akurat trafił na wymianę straży, więc nie musiał szarpać się z żadnym okutym w zbroję osiłkiem. Po prostu prześliznął się i skierował od razu w stronę studni na rynku. Minął kilka zapalających się świateł w domach, prawdopodobnie z powodu rannej pobudki do pracy. Kiedy znalazł się już przy pięknie ozdobionej studni - wyciągnął fiolkę z kieszeni i wylał fioletową zawartość do wody znajdującej się w obiekcie. Nie miał na celu nikogo zabić, jeszcze nie. Mikstura ta wywoływała halucynacje w przypadku reakcji organizmu na mocny stres i strach. Shaal'Zad przemyślał dokładnie swoje plany i wiedział, że masowe śmierci w mieście byłyby czymś co zaraz by odnotowano, a tak - podczas kolejnego ataku latających maszyn część ludności będzie sparaliżowana, lub zadziała na niekorzyść własną. Mag odwrócił się i powłócząc swoją szatą po ziemi wyszedł przez bramę. Straż nie pytała się już po co i dlaczego, gdyż na niebie można było zauważyć już świtanie. Skierował się do swojej jaskini.

(Jatutylkospamie) Noc spędził w karczmie. Nie wybrał najdroższego pokoju. Taki rezydent aż prosił się o stratę sakiewki. Z samego rana po śniadaniu udał się do miejskiej biblioteki. Miał nadzieje że znajdzie tam to co go interesuje.

(asghan) Koniec końców przespał noc na drzewie niedaleko traktu, bo nie chciało mu się wracać do miasta. Zdrapał się z rozłożystego dębu. Ranek był zimnawy, ale zdjął szaty podróżne i wrzucił je do plecaka, uprzednio usuwając z nich wszystkie sztylety i ostrza oraz pieniądze. Wyciągnął w zamian zbyt szeroką i pobrudzoną lnianą koszulę i zarzucił ją na siebie. Wepchnął oba sztylety za pas, zarzucił na siebie plecak i ruszył do miasta.

(Jatutylkospamie) Bez większych problemów dotarł do budynku biblioteki. Znajdowała się obok Akademii, co Draco nie dziwiło. Wejście też nie sprawiało mu problemów. Wszedł razem z tłumem żaków, choć wyglądem naprawdę daleko było mu do takowego. Chociażby temu że nosił broń. Od razu udał się do sekcji magicznej. Zbiór ksiąg i rękopisów był naprawdę imponujący. Znajdowały się tu dzieła nie tylko znane i popularne, ale i takie które wzburzyły opinią świata magicznego. Draco szukał jednak czego innego. Potrzebował informacji o Czarnej Studni. Była to niestety mało znana rzecz.

(asghan) Ładny, słoneczny dzień. Świetny by się rozejrzeć po mieście, może nawet poszukać czegoś do roboty.* Gdzie by tu. Może wzdłuż głównej drogi? Wzdłuż głównej drogi to zawsze dobry pomysł, może znajdę jakiś rynek.*

(Jatutylkospamie) Zbadał dział ksiąg magicznych. Znalazł jedynie wzmiankę o człowieku imieniem Lathai. Miał on mieć przedmiot wskazujący drogę Czarnej Studni. Niestety to było wszystko czego się dowiedział. Zaczął szukać w innych działach czegoś co pomogłoby mu odnaleźć więcej informacji o tym człowieku.

(Karagni) Obudziła się w pokoju w karczmie. Sądząc po wysokości słońca było już dosyć późno. Musiała długo spać, co wyjaśniało czemu czuła się jak używana skarpetka. Przeciągnęła się niczym kot i wstała z łóżka.

(Jatutylkospamie) Znalazł tylko strzępek informacji. Przedmiotem miała być igła która umieszczona na powierzchni wody wskazywała drogę. Ciekawe. Tylko gdzie ją znajdę? I jak zdobędę? Niestety to było wszystko czego się dowiedział. Nic więcej tu nie znajdę. Ale może na czarnym rynku? Tyle że nie mam tu kontaktów. Odłożył księgi i ruszył ku wyjściu. Portier zdziwił się widząc wychodzącego maga. Przeszukał go, czy aby ten nic nie wyniósł. Po wszystkim Ashbringer ruszył do karczmy.

(Gastly) Lisz siedział na swoim kamiennym tronie w zimnej jaskini. W garze znajdującym się przy kamiennym stoliku alchemicznym gotowały się przedziwne wywary. Płomień płonący pod naczyniem miał dziwny, niebieskawy kolor. Mam szczerą nadzieję, że dzisiaj również zrobią nalot... To będzie takie zabawne, chaos, śmierć, bezradność...

(asghan) Ewentualnie znalazł centrum miasta razem z placem rynkowym. Było to chyba najbardziej szokujące, co go dotąd w mieście spotkało. Dziesiątki ludzi przekrzykujących się nawzajem, stragany z jedzeniem i przedmiotami codziennego użytku. Książki, broń, ceramika, sztuka (choć prosta), wyroby jubilerskie - było tu niemalże wszystko. Zaszokowany kolorami i cenami Tangata rozglądał się po drewnianych stoiskach.

(Jatutylkospamie) Droga przebiegła zwyczajnie. Nie działo się absolutnie nic wartego uwagi. Miał teraz twardy orzech do zgryzienia. Potrzebował informatora, a nie wiedział gdzie go zdobyć. Postanowił spróbować w karczmie. Był to najlepszy pomysł na jaki wpadł.

(asghan) Doskwierał mu jednak zadziwiający brak pieniędzy... i pusty żołądek, oczywiście wynikający z wyżej wspomnianego. Wydał ostatnią monetę na bochen chleba i jadł go, rozglądając się za czymś w stylu tablicy ogłoszeń.

(Jatutylkospamie) Po drodze stwierdził że zahaczy o tablicę ogłoszeń. Nikłe szanse, ale co robić. Zmierzał więc spokojnym krokiem na rynek. Tam, przynajmniej jego zdaniem powinna być takowa tablica. Po drodze oglądał przeróżne towary. Było ich naprawdę dużo, ale nic czego by w swym życiu nie widział.

(Karagni) Po "ogarnięciu się" udała się na dół na drobny posiłek. Miała jeszcze dzisiaj dużo rzeczy do zrobienia. Czuła płynącą w sobie magię, zdążyła w pełni zregenerować się po walce.

(asghan) - Hy, jakiś karłowaty ten chleb tutaj. Na wsi za to bym dostał bochen którym mógłbym wyżywić pięcioosobową rodzinę. - Powiedział sam do siebie... albo może do swojej jaszczurki, i przyspieszył kroku na widok sporych rozmiarów drewnianej tablicy. Były do niej poprzybijane różne świstki papieru. Większość wydawała się być napisana podobnym charakterem pisma, więc prawdopodobnie były dziełem kaligrafa.