Hilldaria - część III

(Tragiczny Romantyk) - Moja mama zabiłaby mnie za taką zabawę. Powiedział oskarżycielskim głosem w stronę 20 latka szeroko otwierając usta. Przeskoczył próg po czym rozejrzał się po obrazie zniszczonej karczmy. Idioci.

(Erachat) - Tak, tak. Już widzę jak Tobą się opiekuje, skoro chodzisz po takich rynsztokach. - wyciągnął kufel w jego stronę.

(Tragiczny Romantyk) - Nie powinieneś się chyba tym interesować. Chyba nie powinienem z tobą rozmawiać. Wyglądasz na niegroźnego i miłego. Znowu powiedział niewinnym głosem podchodząc do młodzieńca i wskakując na szynkwas po stołku do siedzenia. Usiadł na barze.

(Erachat) - Nie marudź. - mruknął. - Pijesz czy nie?

(Limenhu) Nie skomentował jej wypowiedzi, opierając się o framugę i wreszcie chowając sztylet do pochwy. Ziewnął, jakby cała sprawa cholernie go zmęczyła.

- Od... niedawna. - Pytanie go zaskoczyło, a on spojrzał nieufnie na dziewczynę. Nie podobało mu się to, co powiedziała. Czyżby Krejg ją nasłał? A może Gor chciał go wreszcie dostać w swoje cuchnące łapska? Myśli pojawiały mu się z prędkością bełtu i pewnie zaraz wybuchnąłby, gdyby nie fakt, że przecież miała już okazję, by mu coś zrobić.

- Budynek długo nie postoi, ogień zrobił swoje - odrzekł, tym razem siląc się na ton znawcy. I to nie chodziło mu o zburzenie przez kogoś tawerny. Płomienie wesoło zepsuły nieco jej stabilność, w przyszłości chcąc pochłonąć całe piętro.

(Tragiczny Romantyk) Spojrzał niepewnie na kufel piwa. Wziął łyka po czym wypluł z obrzydzeniem.

- Jak wy to możecie pić?! To jest obrzydliwe! Wrzasnął wyraźnie poirytowany.

(Subject Z) Po przekroczeniu progu karczmy rozejrzał się i stwierdził, że wewnątrz jest jeszcze gorzej niż sprzed drzwi. Ściągnął z głowy kaptur poszarpanego stroju podróżnika i przetarł czoło wierzchem dłoni. Sam dokładnie nie wiedział co on tu robi.

(Erachat) - Więc co tu robisz? Tu się pije piwo. - spojrzał na niego zmęczony.

(Tragiczny Romantyk) - Uciekłem niedawno z domu. Chciałem tutaj przenocować "na czarno". No ale chyba nie ma za bardzo gdzie.

(Olaice) - Wszystko się kiedyś rozwali. Moze pod nami, może pod sąsiadką, albo jej wstrętnym pieskiem, kto wie? - Zarzuciła torbę na ramie. Wyjęła kwiatki z wazonu i wsadziła chłopakowi fiolka za ucho. - Wiesz gdzie w pobliżu jest jakiś pokój do wynajęcia? Zbieram na własne mieszkanie, ale jeszcze trochę mi brakuje...

(Erachat) - To ciekawe. - wskoczył za bar i czegoś szukał. Po chwili podał mu butelkę soku pomarańczowego. - Karczmarza raczej nie spotkasz, przestraszył się ognia biedny. Dmuchnął w tlącą się tkaninę obok żeby zgasła.

(Limenhu) - Własne mieszkanie? - powtórz jak katarynka, oczami odpływając do przeszłości. Nawet nie poczuł kwiatka którego dziewczyna założyła mu za ucho. Słyszał płacz swojej siostry, uporczywe ignorowanie matki i straż dobijającą się do drzwi. To wszystko wróciło teraz, z podwójną siłą atakując. Pokręcił głową niczym pies, przez chwilę patrząc na kobietą, jak na jakąś psychiczną osobę. Jednak zaraz się opamiętał, strzepując chaszcze z głowy i ruszając w stronę schodów.

- Tak, znam. Tylko karczmarz dziad i krętacz, sprzeda cię za bochenek chleba. Na razie wystarczy, co?

(Tragiczny Romantyk) - Dziękuję. Rzucił po czym łapczywie zaczął pić sok.

- Jak się nazywasz? Zapytał przeciągając nienaturalnie "a".

(Glek) Obok Ru, leżała błyszcząca, najpewniej ze stali, nabita fajka. Schylił się więc i wziął ją do ręki, po czym zaczął się niej przyglądać. Ja już chyba nie urosnę, więc czemu by nie spróbować pomyślał drapiąc się lekko po głowie.

(Savesenci) Aven szedł szybkim lecz niedbałym krokiem przez uliczkę dzielnicy portowej. Minął drzwi karczmy, z której dochodziły krzyki i śmiechy różnych maści. Drgnął lekko i pomyślał to nie dla mnie. Ominął obskurny,ale mimo wszystko elegancki, biały budynek i szedł jeszcze kilka minut. Gdy znalazł się przy białej bramie zlewającej się prawie z kolorem ścian, przywołał iskierkę mocy i delikatnie dotknął magio-czułej kołatki. Po chwili usłyszał mechaniczny szczęk i zobaczył otwierającą się bramę. Rozpoznawanie rodzaju magii jako środek ochronny - sprytne - pomyślał i wszedł do kamienicy.

(Olaice) - To tak średnio, przenocuje u znajomej - stwierdziła. - Nie lubisz fiołków? Mam jeszcze kaczeńce.

(Erachat) - Gustav. - on buszował w alkoholach. Bojowy nastrój mu nie przeszedł. Z nudów rzucił sobie krzesłem w ścianę.

(Tragiczny Romantyk) - Po co rzuciłeś tym krzesłem? Zachowujesz się jak idiota. Chcesz się przede mną popisać czy co? Odparł poważnie. Uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy.

(Karagni) Kiedy wróciła do karczmy nie spodziewała się, że ktoś zdąży ją zniszczyć. No, przynajmniej częściowo. Stała przed drzwiami zastanawiając się czy mądrym pomysłem byłoby wejście do środka. W końcu jednak zdecydowała się na to i zrobiła krok na przód. Jakkolwiek zewnątrz budynek nie wyglądał tak źle, w środku widniały jeszcze ślady walki i pożaru. Zdziwiła się widząc ludzi wewnątrz. Wtedy też uświadomiła sobie, że zostawiła rzeczy w pokoju. Niewiele myśląc pobiegła na górę.

(Erachat) - Chciałem się bić ze strażnikami. - popatrzył na niego. - Poza tym zaraz cię dzieciaku wykopię stąd.

Język mu się plątał pod wpływem wielu trunków wysokoprocentowych.

(Limenhu) - Chodź - przerwał jej, wskazując na schody. Ruszył zaraz za nią, znowu starannie omijając każdego śmiecia znajdującego się na podłodze. - Znajoma bogata? - pytanie mogło się wydawać o wiele ważniejsze, niż było. Elmo miał pieniądze, nie musiał ich jeszcze zdobywać. Niestety, wszystko się kiedyś skończyło, a jeden skok mógł ustawić go na wiele długich lat.

- Widziałaś jak tamci zniknęli? Ciekawe co to za czary-mary. Nigdy takiego czegoś nie widziałem - zagaił zaraz po tym, jak wyszli z karczmy.