Hilldaria - część V

(Olaice) - Ty wiesz o mnie jeszcze więcej. I wiesz co? - zrobiła dramatyczna pauzę, stosownie zwalniając kroku, by nie wyprzedzać go za bardzo. - NIC.

(Jatutylkospamie) Spojrzal na maga z pewnym lekkim obrzydzeniem. Przemknelo mu zwatpienie na temat slusznosci interesu. Biznes to biznes. Odebral worek i ruszyl z dala od maga. Nadal musial wyprac spodnie.

(Limenhu) - Dobra, teraz by się to czary mary przydało - sapnął i zacisnął zęby. O nie, on się nie wywróci. A na pewno nie przy niej. - Co tak wolno idziesz?

(Olaice) - Nogi mnie bolą - wyjaśniła. - Możemy spróbować czary mary, najwyżej się nie uda.

(Karagni) Weszła do środka obskurnej chatki, w której wyczuwalny był zapach krwi. Przy stole siedział zgarbiony mężczyzna w pobrudzonych ubraniach. Spożywał coś co najwyraźniej kiedyś mogło być żywe.

- Emm... Przepraszam... - Zaczęła, lecz osobnik nie odwrócił się do niej. Nie wyglądało na to, że w ogóle ją zauważył. Podeszła nieco bliżej.

- Przechodziłam obok i pomyślałam, że może potrzebuje Pan rąk do pracy... - Ledwo skończyła zdanie, gdy lekarz/zielarz/właściciel domu odwrócił się nagle w jej stronę.

(Limenhu) - Spalona tawerna. Stamtąd będzie bliżej, a chyba oboje znamy to miejsce, co? - zaproponował, zatrzymując się... i podjąć dziewczynie dłoń. - Może to coś da.

(Olaice) Uśmiechnęła się katem ust.

- Teoretycznie może to stworzyć most miedzy moja a twoja magia... - uścisnęła lekko jego dłoń. Zamknęła oczy i zaczęła wizualizować sobie karczmę. Zapach spalenizny, poczerniałe deski, zgrzyt zardzewiałego szyldu, wiatr odrzucający warkocz na plecy... Kostki brukowe o nieco innym kształcie niż te przy bibliotece... O właśnie, zapomniała o nich... Chwila! Skoro o nich zapomniałam...

(Limenhu) Pamiętal dokładnie Karczmę, jej schody. Trzeci skrzypiący, drugi do wymiany. Zapamiętał zabite okiennice na piętrze, a także spadzisty dach. A później zapach spalenizny i krzyki... To wszyskto, a oprócz tego kostki brukowe. A raczej ich nędzna imitacja, bo wyglądające bardziej jak zwykle kamienie.

(Olaice) Otworzyła oczy. Zamrugała. Roześmiała się.

- To działa... - wyszeptała zachwycona, patrząc na przypalony budynek.

(Limenhu) Nie chciał otworzyć oczu. Przez chwilę czuł... właściwie to nic. Wszystkie bóle odeszły, a jego po prostu nie było. Aż nagle do jego nozdrzy znowu dotarł ten swąd, a później... Otworzył oczy.

- Udało się! - wyszeptał z entuzjazmem, spoglądając na budynek. Podkuśtykał do niego powoli, dotykając nadpalonej konstrukcji. Kiedy nacieszył się tym, że w końcu mu się udało, odwrócił się do dziewczyny, spoglądając na nią z radością. - Bibliotekarko, jesteś niezwykła.

(Olaice) Odrzuciła warkocz na plecy i uśmiechnęła się skromnie.

- Jakbyś jeszcze kiedyś potrzebował pomocy, to mów. Spróbujesz teleportować się do swojego domu?

(Limenhu) - Zapamiętam to, Bibliotekarko. - Uśmiechnął się, choć jego oczy przez chwile były puste, zupełnie jakby powrócił do jakiegoś wspomnienia z przeszłości.

- Nie, przejdę się. Chyba się lepiej poczułem, wiesz? Uważaj na siebie. I nie idź do biblioteki sama, słyszysz? - dopowiedział, odwracając się. - Do zobaczenia.

Jak powiedział, tak zrobił. Zaraz już go nie było, zniknął za rogiem budynku, nawet starając się nie kuśtykać.

(Karagni) Mężczyzna obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów i powrócił do jedzenia. Po kilku kęsach przemówił.

- Doświadczenie?

- Jestem dosyć dobrze obeznana w zielarstwie i tworzeniu lekarstw. Znam też trochę białą magię.

Na wspomnienie o magii znowu skupił wzrok na niej i gapił się przez dobrą minutę.

- Skoro posiadasz nadnaturalne zdolności to czego tu szukasz? W dzielnicy arystokratów za medyków zapłacili by ci dużo pieniędzy. - Dziewczyna przez chwilę nie wiedziała co odpowiedzieć. Po chwili szybko wypaliła.

- Chciałabym pomagać ludziom, którzy pomocy potrzebują. - Mężczyzna ponownie wlepił w nią swój wzrok, po czym wybuchł śmiechem.

- Altruistka się znalazła. Z takim podejściem długo nie pożyjesz. Dobrze, mogę cię wziąć jako pomoc. O ile się wykażesz. - Mówiąc to nabrał tytoniu do fajki i ją zapalił. Po chwili dodał:

- Pokój mojego poprzedniego czeladnika jest na górze po prawej. Nie sprzątałem tam od roku. Uważaj na szczury. - Kiwnęła głową i skierowała się w stronę schodów.

- I pamiętaj, będę cię miał na oku. - Usłyszała za sobą.

(Olaice) Westchnęła i udała się do znajomej. Stanęła w drzwiach jej domu zakurzona, nieco przypalona, śmierdząca dymem i z rozpadającym się warkoczem.

- Nie pytaj - mruknęła wchodząc i padła na kanapę z miejsca zasypiając.