Hilldaria - część VI

(Limenhu) Nie wrócił tej nocy do karczmy. Szlajał się po mieście, wreszcie znajdując legowisko zaraz przy bramie miejskiej; w najbiedniejszej dzielnicy. Obiecał pomóc staruszkowi, więc ten odwdzięczył mu się kawałkiem podłogi i nędznej narzuty, którą mógł się przykryć. Rano czekała na niego owsianka z miodem; rarytas. Skinął tylko głową w wyrazie podzięki, mimowolnie krzywiąc się. Dalej go bolało, ale jednak jego magia w jakiś sposób przyśpieszała proces regeneracji. Nie czuł już się jak zbity pies, a jak uderzony pies. A każdy wiedział, że ulicznych kundli się nie biło.

- Co mam zrobić? - zapytał zaraz po tym, jak rękawem otarł resztki jedzenia znajdującego się na jego ustach. Nie prosił o czystą wodę, zapewne takiej by nie dostał. Za to został obdarowany rozrzedzonym piwem, które - bądź co bądź - i tak przyniosło ze sobą miłe wspomnienia.

- Pójdziesz do dzielnicy portowej i zaniesiesz to... - zaczął mówić staruch, a Elmo wysłuchał go dokładnie. Nie chciał wyjść na oszusta, kiedy był w stanie, dotrzymywał przyrzeczeń. Jednak ta część miasta, nie była mu zbytnio na rękę. Takiego nagromadzenia skurczybyku nie mógł odnaleźć w żadnej innej. A szukał często i wytrwale.

- Dziękuję - odparł na wychodne, kiedy otrzymał wszystkie wytyczne i paczkę owiniętą zgrabnie w szmatę nieprzemakalną. Już nieraz się zastanawiał; z czego ona była zrobiona? Pergamin przesiąkał raz-dwa, a na skórę mu to nie wyglądało. No cóż. Chyba pozostało mu tylko żyć w niewiedzy.

(Nirameja) Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na dachu tuż przy karczmie, delikatny wiatr targał jej spuszczone obecnie włosy. Było wygodnie, a także nie aż tak gorąco. Westchnęła cicho i przymknęła oczy, nadal miała dylemat kim jest ten szpieg. Jeżeli go nie znajdzie, będzie cienko z jej stażem.

(Limenhu) - Uważaj, bo spadniesz, kaleko - zawołał, wychodząc z bujającej się łajby. Były takich setki, lecz ta różniła się jasnozielonym masztem, zapewne wypłowiałym, gdyż gdzieniegdzie szlajały się na nim odcienie szmaragdu. Z bolącymi żebrami było lepiej; spacer dobrze mu zrobił, nawet jeśli musiał się ciągle rozciągać, by nie wdepnąć w wiadomą, brązowawą ciecz.

(Nirameja) Ocknęła się nagle słysząc słowa ubrane w dobrze jej znaną barwę głosu, Elmo. Obróciła się w jego kierunku i zeskoczyła w dół, a następnie podeszła do jego łajby mówiąc. - Wyglądasz jak żarcie które podają w karczmie.. jest aż tak źle, czy to już starość? - Zapytała krzyżując ręce na klatce piersiowej.

(Limenhu) - Nie narzekałabyś, łachudro. - Uśmiechnął się uroczo, wychodząc na bardziej stabilny grunt. - Nie wypływasz? - zapytał, jakby to go w ogóle interesowało, a dziewczyna mogła o tym decydować.

(Nirameja) - Łachudro? Dla Ciebie Pani kwatermistrz, a właśnie.. mam robotę i nie chcę słyszeć płaczu że masz jakiś problem. Kapitan Cię oczekuje, więc radziłabym zbierać swoje rzeczy. - Stwierdziła opierając się o dużą belkę, aż nawet trochę zrobiło jej się go żal. - Po drodze omówimy szczegóły.

(Limenhu) - A wiesz co mam ci do powiedzenia, pani kwatermistrz? - Zatrzymał się, spoglądając na nią przez chwilę. - W pupie mam twojego kapitana.

Zmierzał sukcesywnie w stronę tawerny. Chciał wreszcie się wyspać, odpocząć, a na pewno nie myśleć o robocie.

(Devs) Spotkanie z informatorem wyszło dobrze. W Zakonie nikt nie podejrzewa kogokolwiek z wewnątrz, władze miasta również. Dzisiaj Harkyn posłał kilku zaufanych ludzi do obozu by zebrali dokumenty, które tam dostarczył. Zdziwiło go to, że atakujący nawet nie wpadli na pomysł, by cokolwiek stamtąd zabrać.

(Nirameja) - To gratuluję, nawet ja go tam nie miałam.. ale tak szczerze, nie chciałbyś wypłynąć w morze i mieć wszystko gdzieś? Robota polega na tym że obijasz się na statku podczas żeglugi, a musisz przy okazji znaleźć szpiega. Tym samym mi pomożesz, bo mnie o to obwiniają. - Dodała całkiem szczerze, bała się o swoją robotę.. a była dobrze płatna. - Kapitan płaci sporo, powinniście się dogadać.

(Limenhu) Zatrzymał się. Wyglądał jakby się zaciekawił, a jego słowa mogły to potwierdzić:

- Tak? Miałbym tylko zostawić siostrę i popłynąć gdzieś, gdzie nikt nie znajdzie mojego ciała? Bardzo mi wesoła perspektywa, pani kwatermistrz. Świetna. - Tym razem usiadł na pierwszym lepszym pieńku

Odechciało mu się spać.

(Nirameja) - Możesz zabrać siostrę, nie powiedziałam że nie. - Stwierdziła stając na przeciwko niego, dodała po chwili. - Ale jest jeden warunek który musisz spełnić, inaczej nigdzie się nie wybierzesz. - Podrapała się po brodzie.

(Limenhu) - Nie zabiorę nigdzie siostry - przerwał jej. - Ile płaci, ile mogę zyskać i ile będzie to trwać? Mówże rychło, bo naprawdę czas mi się kończy. - Wyciągnął nogi, wyciągając sztylet i zaczynając grzebać sobie w paznokciach.

(Nirameja) - Nie lepiej pogadać z nim na osobności i się dogadać? - Zapytała zaciekawiona, położyła buta i nachyliła się nad nim patrząc na rysy jego twarzy. - Znajdziesz szpiega, dostajesz kasę. Rozumiesz.. a jeżeli tego nie zrobisz, to sama będę musiała to zrobić.

(Limenhu) - Tyś najwyżej wieśniaka pomiędzy nogami znaleźć możesz, a nie szpiega - prychnął, podnosząc się. - Zastanowię się nad tym.

Elmo wstał i otrzepał spodnie z niewidzialnego pyłu. Nie pożegnał się, nie miał po co. Po prostu odszedł w stronę tawerny.

Musiał się przespać.

(Jatutylkospamie) Udało mu się doczyścić spodnie i odebrać nagrodę. Teraz pozostało jedynie zaleźć swojego towarzysza. Wisiał mu połowę nagrody za zniszczenie obozu.

(Nirameja) - Skoro tak mówisz. - Wzruszyła ramionami patrząc jak odchodzi w swoją stronę, jak chce tak zrobi. Ruszyła spokojnym krokiem w stronę statku, a następnie usiadła na rufie oglądając zachodzące słońce. Dzień jak dzień, nic specjalnego.

(Jatutylkospamie) Tego dnia wybrał się do łaźni. Chciał się przygotować do wieczornej aukcji. Nie mógł przecież przyjść tam jako zwykły włóczęga bo wpadł by od razu. Wynajął za paręnaście monet prywatny pokój. Nie chciał mieć do czynienia z innymi ludźmi.

(Devs) Harkyn zaciągnął kilku zaufanych paladynów, kompletnych żółtodziobów. Tacy są właśnie najlepsi, ślepo podążają za tymi z góry. Wykonają każdy rozkaz bez zastanawiania się. Najważniejsze jednak jest to, że jest ich łatwo nastraszyć, nastawić przeciwko innym. Gdy tylko ich w to wciągnę, to nie będzie odwrotu. Albo do piachu, albo będą współpracować. Ich wybór. Wyjechali z miasta na koniach.

- To będzie długa podróż, panowie- poinformował ich- I pamiętajcie: morda na kłódkę. Siedzicie cicho dopóki nie przyznam Wam prawa głosu.

(Sasphirkaxd) Zerwała się z łóżka, dręczona koszmarem. Powstrzymując krzyk rodzący się w gardle, rozejrzała się po pokoju. Elmo znowu nie było w pobliżu, a jeśli był, to go nie zauważała. Chyba będzie musiała przyzwyczaić się do jego nieobecności. Leniwym ruchem przetarła oczy. Szczerze mówiąc, chciało jej się płakać. - Mike..? Mike, jesteś tutaj? - spytała, tym razem poszukując wzrokiem pająka. Zjawił się, jak na zawołanie. - Chyba nadszedł czas, żebyśmy w końcu się usamodzielnili. - wyszeptała niepewnie. Nie miała pojęcia, co to dokładnie oznacza w jej przypadku, ale doszła do wniosku, że gdyby nie spróbowała, mogłaby pogodzić się ze swoją osobistą porażką.

(Savesenci) Ruszył szybkim krokiem ulicami miasta. Usłyszał krzyk. W rogu jakiś pijak atakował młodą dziewczynę. Westchnął głęboko i posłał krótki, nieokreślony impuls czystej Mocy. W najlepszym przypadku spali mu mózg jeśli takowy posiada - pomyślał i uśmiechnął się mimowolnie. Znalazł się na jednej z głównych ulic dzielnicy portowej. Założył rękawice i uniósł ręce. Wyszeptał zaklęcie i wystrzelił wiazka Mocy nad głowę przechodniów. Po chwili miał armię...