Hilldaria - część VIII

(Gastly) Lisz ciągle siedział w swojej jaskini, od bardzo dawna już nie wyszedł w nocy na swoją rytualną przechadzkę. Od kilku dni układał w głowie wciąż niedopracowany plan w którym najzwyczajniej w świecie miał przeprowadzić atak na karawanę z miasta. Podobno miały znaleźć się w niej również powozy z ważnymi osobistościami.

(Jatutylkospamie) Karczma wciąż nie nadawała się do użytku. Co prawda bar już działał, lecz Draco potrzebował pokoju. Potrzebował chwilę spokoju by opracował dalszy plan. Usiadł na ławce i zdjął marynarkę. Było na nią stanowczo za ciepło. Położył ją tuż obok siebie. Do podróżniczego kubka nalał trochę wody i umieścił nań igłę. Coś wskazuje... Draco spojrzał w niebo. Północ będzie naprzeciwko mnie. A igła wskazuje południowy wschód. Czyli coś jest w niej magicznego.

(Devs) Harkyn przebywał obecnie w namiocie przywódcy liberałów. Wymyślił już dobry plan, teraz tylko wcielić go w życie. Rozmawiał właśnie z ich liderem.

- Coś przez co byśmy zbytnio nie ucierpieli, tak?

- Dokładnie. Potrzeba mi na tyle, by mogli zostać z Wami powiązani i aresztowani. - odpowiedział mu paladyn.

- Możesz już iść, przygotuję dokumenty i potem Ci je podrzucą.

(Jatutylkospamie) Tylko jak daleko? Może być to i sto kilometrów. Może też być to na środku oceanu. Muszę sobie jakoś zorganizować wyprawę. Włożył igłę z powrotem do saszetki. Wygodnie położył się na ławce i zamknął oczy. Chciał nacieszyć się promieniami słońca.

(Olaice) Zadziwiające, ile pracy jest w pozornie zadbanej, klasycznie tajemniczej bibliotece. Pewnie niedługo znajdę tu czyjeś zwłoki...

(Karagni) Ludzie w porcie wyglądali na całkiem zapracowanych. Zastanawiała się, czy coś ważnego się dzieje. Może jakiś duży, kupiecki statek odpływał? Zignorowała to i ruszyła w stronę chatki medyka.

(Limenhu) Czasami wraca się na stare śmieci. Elmo nie był wyjątkiem wśród tłocznego hallu w bibliotece. Tylko jako jeden z nielicznych wchodził, a nie wychodził. Wszak zaraz mieli zamykać, a jego nie powinno tu być. No właśnie.

- Bibliotekarko, nieroztropnie tak siedzieć samej, kiedy gdzieś w okolicy hasa przerośnięty wilk - zaczął, zachodząc ją od tyłu i dotykając w ramię. Następnie, jak gdyby nigdy nic, zasiadł sobie na ziemi, swoje zmaltretowane plecy opierając o ścianę.

(Olaice) Podskoczyła tak, ze uderzyła się stopa o szczebel stojącej obok drabiny. Fuknęła zirytowana.

- Na szczęście przyszedłeś i już jestem bezpieczna - zadrwiła, patrząc na niego chłodno. - Nie skradaj się tak.

(Limenhu) - No nie bądź taka chłodna, bibliotekarko. Nie tylko ty masz swoje lęki - odparł wyraźnie rozbawiony, wyciągając sztylet i grzebiąc nim pod czystymi paznokciami. - Czekasz na kogoś?

(Olaice) - Na przystojnego maga ognia na ognistym rumaku, który ucieknie ze mną do swojego zamku. Opcjonalnie na panią z wyplata, ale na to muszę jeszcze poczekać. - przewróciła oczami.

(Limenhu) - Do zamku otoczonego płonącą wodą, nie zapomnij dodać. - Schował sztylet do pochwy, kierując swe ślepia w stronę dziewczyny. - Znalazłaś coś ciekawego czy się po prostu obijasz i nic nie robisz cały dzień?

(Olaice) - Wyobraź sobie, ze ja tu pracuje - prychnęła. - Ale rzeczywiście, znalazłam coś ciekawego. Słyszałeś kiedyś o transmutacji własnego ciała?

Karagni:

Tym razem Lime będzie próbował jako pierwszy, jak coś mu się nie powiedzie, to najwyżej nie będę powtarzać jego błędu... :(

(Karagni) Olaice:

Zabioro ci rękę i nogę. Ewentualnie całe ciało i będziesz musiała transformować duszę do zbroi.

Weszła do środka podniszczonego domu. Tak jak się spodziewała, jej nowego nauczyciela nie było w środku. Zdziwiło ją to nieco, przecież w każdej chwili mógł przyjść jakiś pacjent. Westchnęła, po czym podeszła do jednego z blatów i zaczęła wykładać na niego swoje zioła.

Limenhu, 2016-05-20 21:25:29 napisał:

- Dużo słyszałem na morzu, więc i o tym mi ktoś rzekł co nieco. Niestety, za baje zwykłe to przyjąłem i... - zrobił smutną minę - ... puch. Zapomniałem. Ale ty mi możesz przypomnieć, bibliotekarko.

(Olaice) - Teoretycznie Mag Natury jest w stanie doprowadzić do kontrolowanych i odwracalnych zmian w organizmie, które upodobnia nas do dowolnego gatunku zwierząt. Świetnie, nie? - Oczy jej zalśniły. Chyba nie miała już mu za złe jego zachowania.

(Limenhu) - Czyli... mógłbym się zamienić w jaszczurkę, jastrzębia, wilka... cokolwiek? - Przez chwilę w jego oczach błysnęły iskierki zainteresowania, a twarz bardziej upodobniła się do dziecięcej, niźli starej, zmęczonej życiem. - Nie gadaj głupot! Żarty prawisz?

(Karagni) Dosyć szybko wpadła w trans przetwarzania ziół. Wszystkie przepisy miała w głowie i robiła wszystko naturalnie. Szło jej dużo szybciej niż w lesie (co to była za udręka). Mimo, że pokój był stary i lekko podniszczony wydawał się być całkiem przytulny i miał pewnego rodzaju porządek.