Nikt nie zna jego imienia

Limenhu

  • Nick: Limenhu

  • Imię i nazwisko: kiedyś było, teraz głęboko w zakamarkach świadomości ukryte, nikt i nic go znać nie może. Ani jednego, ani drugiego. Oprócz siostrzyczki. (Maryet)

  • Pseudonim: Elmo

  • Wiek: dwadzieścia lat

  • Magia: natury i umysłu.

  • Ekwipunek: Kołczan na strzały, łuk, miecz (wyglądający na jednoręczny, a jednak dłuższy niż jego rodzeństwo), nóż (ewentualnie dwa) zarówno do skórowania, jak i dłubania sobie w zębach, jakiś tam tobołek gdzie to wszystko upchnie.

  • Umiejętności: Ciężko mu było; nieraz ktoś patrzył na jego siostrę zbyt normalnie, a nieraz ktoś po prostu myślał, że sobie poradzi. Dlatego po kilku bliskich spotkaniach z podłogą i różnorakimi narzędziami do sprawiania wątpliwej przyjemności, nauczył się walczyć wręcz. Niby używać umie też oręży, a jednak walka krótkimi ostrzami najbardziej go ustawia, ba, sprawia wrażenie, że wróbla trafi w locie (a prawda jest taka, że najwyżej martwego słonia ustrzeli). Oprócz tego umie strzelać, jednak to raczej kwestia jego charakteru niźli koniecznej potrzeby “umienia” tego. Ponadto czytać umie całkiem dobrze, ale z pisaniem to już tak średnio. Co by nie było; świetnie też zna się na niewidzialnych stworzeniach. Często do nich gada, więc śmiało można rzec, że widzi rzeczy, których inni nie potrafią dostrzec. No i nieco więcej języków nic przeciętny plebs zna, wszak "ajaja, kapitanie" było!

  • Wygląd: Za długi, za szczupły, za bardzo wyróżniający się. Oczy w kolorze oceanu traw, zbyt wściekłe by wtopić się w tłum, ale także zbyt dziwne, by można się nim dłużej przyglądać. Czarny baldachim włosów opadających na za ostre rysy twarzy; mogące uchodzić za egzotyczne, gdyby nie fakt, że często ukrywane pod głębokim kapturem. Uśmieszek rzadko raczej widziany, czasami zataczający się w okolicach jego ust, czasami tylko asystuje zadziwiająco białym kiełkom, które, możliwe jak najrzadziej, wyglądają zza bezpiecznego miejsca. Prędzej można uznać go za marynarza niźli maga co się zowie; zdradza go tylko karnacja, która mimo dłuższego czasu spędzonego na bujającej się, przerośniętej beczce zwanej “statkiem”, dalej nie może uchodzić za ciemną. Ubranie też niezbyt pasuje; tu już istna mieszanka wygody z koniecznością się pojawia. Porządne buty, brązowawe spodnie i koszula mogąca uchodzić za białą. Jopula przykrywająca wszystko swoimi prawie czarnym kolorem i pas na którym zawieszone są wszystkie dziadostwa Elma. To chyba tyle, nie? No i grubo ponad sześć stóp wzrostu też niby coś znaczy.

  • Historia: Urodzić się wśród krzyków, płaczów i tym podobnych bzdur; niemal mit dla Elma. On nie pamiętał dnia, kiedy wyszedł na ten paskudny świat. Nie chciał go pamiętać, wtedy może byłby gdzie indziej. Jednak kości zostały rzucone, a on musiał oddać się wpływowi nadprzyrodzonych sił (wcale nie są naturalne), które zaczęły go całego rozciągać. Już jako dwulatek był za wysoki, a kiedy na śmierdzące powietrze przyszła jego siostra; stał się jeszcze wyższy. Chodził dumny niczym wieśniak nieobyty z łajnem, cieszył się każdą chwilą z nią spędzoną. Nie liczyło się to, że szczytem jej elokwencji było “gege, gaga, ooo!”. Wiedział, że i na jej umysł przyjdzie kiedyś czas. A przynajmniej miał taką nadzieję. Świat się nie zmieniał, to tylko ludzie byli coraz gorsi. Tak i było w tym, jakże przecież pospolitym przypadku, kiedy matka nie wytrzymała obciążenia ważącego niecałe dwadzieścia kilo i drugiego, pewnie ledwo piętnastkę się chwytającego. Niestety; ona sobie umarła, a dzieci wyrzucone na ulicę zostały, gdzie godnie reprezentowały stan żyjącego plebsu, przeżywając każdy kolejny dzień. A raczej nie przeżywając, rozpaczliwie się go trzymając, choć nikt nie dawał cienia szans na tego powodzenia. A tutaj taka niespodzianka, no proszę… Niesamowitym zwrotem akcji była zbitka desek zwana dumnie “statkiem”. Elmo wiedział o co chodzi; trzeba było zmywać się z tej kupy wdeptanej w kupę i zacząć próbować ujeżdżać dzień, a nie tylko dawać się targać po ziemi. Dlatego mając niewiele ponad lat siedemnaście, zabrał siostrę i już! Magia, bajka i świetna historia. Nie mogło się obyć bez fascynujących przygód (zupa… z ości!), poznania ciekawych person (Brejk twardogłowy pił po parę galonów piwa dziennie!), oraz zasmakowania zwycięstwa (latająca ryba spadająca wprost przed jego nogi, niebo!). Niestety, wszystko się skończyło, a oni znowu trafili na ten ohydny, pełen wstrętnych istot świat, zatrzymując się w jakimś tam mieście. Elmo nie był zadowolony, stagnacja nie wróżyła nic dobrego. Został tylko ze względu na siostrę, która mimu upływu lat, wciąż tęskniła. I może też zaraziła tym jego, gdyż przestał użalać się nad swoim losem pod nosem, zaczynając gadać do niewidzialnych stworzeń. Bo jak jest wiadomo, ewolucja była kluczem do sukcesu!

  • Chowaniec: Tak jak już pisałem, gada czasami do niewidzialnych stworzeń, a to, że ludzie go mogą uznać przez to za wariata, niezbyt go szturcha.


Komentarze (1):


Nirameja
14 maja 2016, 02:13

@Limenhu: @Sasphirkaxd: Akceptuję obojgu, miłej gry.